BEZSENNOŚĆ LISICZKI ...
   
 
  ZUZANNA ...

           
 
                                 
 * * *    ZUZANNA   * * *


Zuzanna skończyła dziś ... lat...

Jej czekoladowe oczy wypełnia głębia jakiej nie poznał żaden oceanograf. Włosy nie splecione dziś w kucyki , delikatnie falowały na wietrze a w złocistych kosmykach słońce widziało swoje odbicie... uśmiechało się... Tak jak każdego innego dnia, Zuzanna spacerowała wzdłuż lipowej alei... witała jak każdego innego dnia mijane kamienie, tak cicho by nie zbudzić ich z wiosennego snu. Bosymi stopami stąpała delikatnie po zielonym dywanie,omijając każdy napotkany kwiat. Dziś jednak , na końcu lipowej alei - nie zatrzymała się.
Dziewczęca ciekawość nie pozwoliła jej tego dnia zawrócić. Szła dalej, tylko nieco ciszej i nieco ostrożniej...
Minęła łąkę obsypaną żółtymi mleczami i pachnącymi krzewami bzu. Słońce dochodziło zenitu gdy jej spłoszonym oczom ukazał się widok ,który zaparł jej dech w ... letnich piersiach.
Podeszła bliżej... w wyżłobionym korycie , płynęła krystalicznie czysta woda... Czy to możliwe by Zuzanna nigdy wcześniej nie widziała rzeki? tak... nie widziała...
Dotykając kolanami wilgotnej ziemi - wysunęła dłoń... Woda miękko otaczała jej smukłe , niczym u rosyjskiej pianistki palce... Spodobało jej się to... parsknęła nie okiełznanym śmiechem gdy płynący tuż pod powierzchnią Ciernik , połaskotał jej skórę... Była jak dziecko z wdziękami młodej kobiety... dziś piękniejsza niż kiedykolwiek...

Zuzanna skończyła dziś ... lat.

Zuzanna dziś poczuła coś nowego... uczucie którego dotąd nie znała zawładnęło nią całkowicie... Przechodzące ze skrajności w skrajność emocje spowodowały u niej nieopisany lęk... ale i pragnienie... ( Przypomniało jej to pewien moment sprzed kilku miesięcy gdy po raz pierwszy GO zobaczyła...) Niczym spłoszone dzikie zwierze ukryła się wśród wysokich traw... mając nadzieję , że nie zobaczy jej tam nawet Bóg... 
Śmiejąc się i płacząc na przemian nie rozumiała tego co się z nia dzieje... zimny pot zlewał jej ciało... to znów gorący ,przemieniający się na końcu w przyjemny dreszcz...
Raz czuła smutek i samotność... za chwilę dziewiczy wstyd ... oczy jej wyobraźni wędrowały w miejsca w których działy się rzeczy jeszcze dla niej niepojęte , ale jakże podniecające i przez to niebezpieczne...

 

C.D.N.

                                                                                 22.08.2008



- Kiedy nadejdzie ...? Kiedy nadejdzie ...?

Zuzanna kochała burzę, wyczekiwała jej jak najwspanialszego zjawiska z tych których nie rozumie. Od kilku dni czuła , że zbliża się dzień w którym ona znów się pojawi.

- Będę mogła podejść nieco bliżej ... - powiedziała do siebie tonem cichym , przepełnionym nutą niecierpliwości . Co kilka minut spoglądała na niebo z nadzieją , że zobaczy choćby najmniejszy objaw zbliżającego się deszczu. Niestety , słońce górowało nad polaną a sklepienie było niewyobrażalnie błękitne Było jednak parno, zbyt parno by w popołudniowych godzinach nie zaowocowało to gwałtownym oberwaniem chmury , której teraz jeszcze nawet nie było widać. Dziewczyna była coraz bardziej niespokojna , serce biło szybciej niż rankiem a ciało pokrywało się co chwila gęsią skórką. Zaczął wiać delikatny wietrzyk , który jednak z minuty na minutę nabierał impetu.

Gdy mijając cierniste krzewy dzikiej róży Zuzanna zbliżała się do domu, usłyszała nieopodal starej , kamiennej studni jakiś ruch... Przestraszyła się lecz nie zwolniła kroku. Nie odwracając oczu w stronę z której dobiegał hałas , pozornie spokojnym gestem otworzyła drzwi i weszła do środka. Mieszkała skromnie ... W domu pachniało lawendą i suszonymi śliwkami. Na drewnianym stole stała gliniana misa wypełniona jagodami i czerwonymi borówkami. Rzeźbiony kredens stał w nieznacznej odległości od pieca którym ogrzewała pomieszczenia... być może za blisko nawet , jednak był zbyt ciężki by tak krucha i filigranowa dziewczyna mogła go sama przesunąć. Obok stał mniejszy stół przykryty kolorowymi chustami a na nim lampa naftowa zaopatrzona w mosiężną powykręcaną artystycznie rączkę. Na podłodze leżały dywany, powycierane w miejscach w których stykały się z otwieranymi i zamykanymi drzwiami do nocnego pokoju oraz do łazienki. Po zamknięciu drzwi Zuzanna szybko podbiegła do okna z nadzieją , ze jeszcze zobaczy umykającego już nieproszonego gościa, który chwilę wcześniej myszkował w okolicach studni. Bury potężny basior zatrzymał się, odwrócił łeb w stronę okna w którym stała Zuzanna jakby chciał zapewnić ją , że jeszcze wróci. Pierwszy raz pojawił się trzy dni wcześniej, gdy dziewczyna karmiła w ogrodzie swoje dwa króliki i dziką kaczkę która złamała skrzydło ubiegłego roku i już została. Stał tego dnia jak posąg między krzewami dzikiej róży. Gdy dostrzegł , że oczy Zuzanny ujrzała go pośród czerwonych pąków , nie wycofał się, nie uciekł tylko lekko wyprostował szyję unosząc łeb do góry, dzięki czemu wydawał się jeszcze wyższy i jeszcze bardziej majestatyczny. Stał i patrzyli sobie w oczy dłuższa chwilę po czym powoli odwrócił się i niespiesznie poszedł w swoją stronę. Dziś popatrzył tak samo. jego złote oczy spotkały się ze spojrzeniem Zuzanny, było w nich coś co dziewczyna skojarzyła z piosenką którą śpiewała jej matka przed ośmioma laty... smutek... tęsknota... Głośny grzmot przerwał tę ich chwilę wzrokowej jedności. Zwierzę zrobiło kilka powolnych kroków w stronę werandy , po czym zawróciło i truchtem udało się w stronę lasu jakby wołane jakąś niewidzialną i niesłyszalną siłą. Zuzanna ocknęła się z chwilowego zamyślenia gdy kolejny grzmot przyniósł ze sobą ulewny deszcz. Serce waliło jej jak oszalałe.

- Mogę podejść bliżej... tak... teraz mogę to zrobić... - wyszeptała , chwyciła wełnianą chustę koloru wielbłądziej wełny którą zarzuciła sobie na ramiona i wybiegła z domu. Przedzierając się niespokojnie przez płaczący las dobiegła do polany, gdy ją minęła i dotarła do lipowej alei prowadzącej ku rzece, przyspieszyła kroku. Jak zwinna sarna przeskakiwała z kamienia na kamień pokonując niespokojne wody strumienia, po czym znów zniknęła w gęstym lesie sosnowo - świerkowym, który po około trzystu metrach zmieniał się w w las liściasty w którym dominowały wydawałoby się , niebosiężne buki. Po chwili dziewczyna zatrzymała się i kryjąc się nieco zaczęła skradać się w kierunku gęściej porośniętego podszyciem skraju bukowego lasu.Im dalej szła tym szła ciszej i ostrożniej. Burza rozpętała się już na dobre a odgłosy jej, tłumiły całkowicie podchodzenie dziewczyny do zbliżającego się celu.

- Może uda mi się dziś jeszcze bliżej niż ostatnio , jest burza, nie usłyszy mnie - powiedziała głośniej i jakby z większym przekonaniem do tego co jej chodziło po głowie. Po kilku-dziesięciu metrach Zuzanna zobaczyła chatę mniej więcej wielkości swojego siedliska. To był nieduży dom zbudowany z dębowych i sosnowych bali okryty buczynową dachówką w kolorze ziemi. Okiennice były otwarte dzięki czemu można było dostrzec w środku światło lampy naftowej. W powietrzu czuć było zapach palonych w piecu Świerkowych gałęzi i szyszek, niewielki dym wydobywający się z blaszanego komina niósł zapach po okolicznym lesie.

- To On ! - krzyknęła prawie, na widok barczystego mężczyzny o mocnych rysach twarzy zbliżonych do indiańskich i kruczo-czarnych włosach opadających na ramiona. Był wysoki i silny, odziany w szarą koszulę z rozpiętymi do połowy guzikami , wpuszczoną w spodnie i skórzaną kamizelę wiązaną na rzemienie, zwieńczone wilczymi kłami. Na szczęście nie dostrzegł jej z okna przez które wyjrzał, by zlokalizować nieznanego pochodzenia, niewyraźny dźwięk. Zuzanna przerażona swoją reakcją której dopuściła się chwilę wcześniej, przykucnęła za krzewami jałowca i zamknęła oczy, jakby to właśnie miało uchronić ją przed zdemaskowaniem. Mężczyzna wyjrzał po raz kolejny , po czym otworzył drzwi i stanął na ociekającym wodą ganku. Zagwizdał i rozejrzał się dookoła. Po chwili , z odległości zaledwie dwudziestu metrów , Zuzanna ujrzała znajomą postać burego wilka, tego który odwiedzał ją od kilku dni w jej domostwie. Zwierzę spokojnym krokiem zbliżało się ku mężczyźnie, jednak po kilku metrach zatrzymało się i spojrzało w stronę jałowca za którym ukrywała się dziewczyna. wilk nastawił uszu , złapał górny wiatr po czym zawarczał ostrzegawczo. Strwożona Zu myślała , że zapadnie się pod ziemię gdy wilk w kilku susach znalazł się tuż koło niej i... przegonił zza jej pleców przerażonego warchlaka, który z głośnym kwikiem pognał w kierunku wysokich drzew bukowego lasu. Nie ona była celem. Stojący teraz do niej tyłem basior odwrócił i spojrzał na umierającą ze strachu filigranową , przemoczoną ,przykucniętą postać. Po chwili ruszył w kierunku chaty , opuszczając jałowcową kryjówkę nie zdradzając obecności dziewczyny. Po wejściu na ganek , wilk jeszcze raz rzucił przelotne spojrzenie w wiadomym kierunku , po czym zniknął za drzwiami domu.

- Pogoniłeś go... - pochwalił czworonożnego przyjaciela mężczyzna wracając do ciepłej izby. Zuzanna odetchnęła z niewątpliwą ulgą opierając się o zmurszały pień powalonego drzewa. Ponownie zamknęła oczy przywołując w myślach postać młodzieńca, który wywoływał w niej nieopisane uczucia odkąd zobaczyła go po raz pierwszy w okolicach polany, kilka miesięcy temu. Burza dobiegała końca a dzień przemienił się w zapadający zmrok. Dziewczyna powoli i ostrożnie wycofała się ze swojego jałowcowego schronienia a następnie ruszyła w drogę powrotną. Już nie biegła. Stąpała cicho , jej twarz pokryta była kropelkami deszczu a okryta chustą bawełniana sukienka przemoknięta do ostatniej nitki. Gdy dotarła do domu była już noc. Rozebrawszy się z mokrego ubrania osunęła się zmęczona na łóżko. Długo nie mogła zasnąć. Myśli wciąż krążyły wokół tajemniczego młodego człowieka zza bukowego lasu i jej niezwykłego, wilczego sprzymierzeńca...

                                                        C.D.N.

03.10.2008



 


Joahim wstał wcześniej niż zwykle. Zaplanował na dziś kilka zadań i chciał je wykonać jeszcze przed południem. Zjadł szybkie śniadanie i już po chwili był gotowy do pracy. Najpierw chciał naprawić dach chaty, wiosennnym, tegorocznym burzom często towarzyszyły silne wiatry i gdzie niegdzie trzeba było położyć nowe dachówki lub poprawic te które były obluzowane. Uwinął sie z tym dość szybko, po niecałych dwóch godzinach ,dach przygotowany był na nadejście pory deszczowej. Potem porąbał drwa na opał i zaniósł je do stojącej dwanaście metrów od domu szopy. Ciągle jednak nerwowo rozglądał się dookoła.
- Gdzie się podziewasz Przyjacielu- mówił półtonem tak, jakby nie chciał by go ktokolwiek usłyszał...  rozglądając się dookoła wypatrywał czworonożnego współlokatora. - Gdzie się podziewasz brachu...
Kilka dni temu podczas burzy stało się coś dziwnego... Padał rzęsisty deszcz , mimo to Bury nie wracał do chaty. Pojawił się po niemalże 2 godzinach, od niechcenia pogonił przerażonego warchlaka zza jałowca , poczym cały wieczór zachowywał się jakoś dziewnie , nieswojo... Nerwowo łaził od okna do drzwi i z powrotem, a gdy Jowhim postanowił donieść z szopy drewna na opał , Bury , zastawił mu drogę jakby nie chciał by ten wogle wychodził na zawnątrz. Ale wtedy Joahima to nie zastanowiło jeszcze. Od tamtego dnia Bury wybierał się na coraz częściej na coraz dłuższe wyprawy, większość czasu przebywał poza zasięgiem wzroku mężczyzny , wracając właściwie tylko na noc do chaty , tylko po to, by rankiem znów udać się w tylko sobie znane miejsce i tylko sobie znanymi ścieżkami bukowego lasu. Mimo , iż to , gdzie każdego ranka udaje się basior , było dla mężczyzny  niemałą tajemnicą - postanowił dać zwierzęciu tę wolność i niezależność i nie sprawdzać tego śledząc go- na co miał naprawdę wielką ochotę.

     C.D.N.


  04.07.2010 

Kilka słów...
 
Moi drodzy ...

Przedstawiam Wam swoją amatorską stronę, którą będę stale rozwijać.

Znajdziecie tu głównie moją skromną twórczość czyli wiersze , kartki z pamiętników , refleksje i wszystko co rodzi się w mojej głowie późną nocą...

Najstarsze zamieszczone tu wiersze powstały około 20 lat temu czyli gdy miałam zaledwie kilka lat.

Od tamtej pory powstało ich około 500 i w miarę możliwości będę je tu wkładać.

Pojawią się też opowiadania i teksty piosenek. Powstanie galeria ze zdjęciami moimi i otaczającego mnie świata. ..

W Bezsenności Lisiczki swoje miejsce mają też zwierzęta krzywdzone przez ludzi...
Ich los nie jest mi obojętny i mam nadzieję , że Wam także...

Zachęcam Was wszystkich do wsparcia opisanych kampanii na rzecz ratowania Naszych Braci Mniejszych...

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam...

Chętnie też przyjmę słowa krytyki lub może nieco milsze które możecie zostawiać w księdze gości.


Lisiczka
Przycisk Facebook "Lubię to"
 
 
Dodaj do ulubonych
 
eL.Amonte

 
licznik 23499 odwiedzający (68720 wejścia) tutaj !!!!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja